Gabriela Juźwińska


Jak bawiono się na weselu mojej prababci… 

Zawarcie związku małżeńskiego otwiera pewien nowy etap w życiu każdego człowieka. Sam ten moment poprzedzony jest różnymi przygotowaniami, jak i sama uroczystość ślubna związana jest z pewnymi tradycjami. Tradycja ta zmienia się na przestrzeni lat. Według przekazu ustnego mojej prababci Ewy Fedak, z domu Kowal, była to niezwykle ważna uroczystość. Tak relacjonuje te wydarzenia moja babcia Józefa Fedak, z domu Jasiewicz.

***

Ślub mojej teściowej, Ewy Fedak, odbył się w niedzielę na sumie, czyli o godz 10.00. Było to w roku 1920. Przy wyborze miesiąca, w którym Młodzi mieli zawrzeć związek małżeński przestrzegano zasady, że nie może to być maj, ponieważ ten miesiąc uważano za pechowy.

Ewę i jej przyszłego męża zeswatali ich rodzice. Swat, czyli ojciec Pana Młodego, udał się do rodziców Ewy, czyli przyszłej Panny Młodej i wtedy zapadła decyzja o ich ślubie. Tę ważną chwilę oczywiście zakropiono wódką. Następnie odbyły się zmówiny, na których ustalono datę ślubu. Ustalono też, co rodzice podarują Młodym na nową drogę życia. Ewa dostała pięknie zdobiony kufer z ciuchami, pierzynę, kawałek pola i krowę, a ponieważ jej rodzice byli ludźmi zamożnymi, w intencji zdrowia Państwa Młodych, zafundowali dzwon do dzwonnicy kościelnej w Wysocku.

Na wesele zaproszono najbliższą rodzinę, dalszych krewnych i sąsiadów. W zamian za zaproszenie, przyszła Panna Młoda dostawała od gości pieniądze na bukiet ślubny. Czasami zamiast pieniędzy dawano produkty potrzebne na przygotowanie wesela – jajka, mąkę, mleko.

Ewa wraz z Janem udali się do księdza z zapowiedziami. Podczas tej wizyty ksiądz sprawdził ich znajomość modlitw i przykazań, a potem, już jako narzeczeni, udali się do spowiedzi w wyznaczony przez księdza dzień. W tym dniu spowiadali się także ich rodzice.

W dniu ślubu Ewa miała długą, białą suknię, bez dekoltu i z długim rękawem. Welon sięgał aż do ziemi, a ona zawijała go na rękę. Jej narzeczony założył garnitur, po lewej stronie miał przyczepiony kwiatek z dwoma wstążeczkami, wiszącymi aż do pasa. Błogosławieństwa udzielili im rodzice, czyniąc znak krzyża na czole i kropiąc ich wodą święconą.

Na starostę i starościnę wybrano małżeństwo, wybrano także drużki, ale nie wiadomo ile dokładnie. Zdarzało się, że na niektórych ślubach było ich nawet 12. Drużki przyczepiły drużbom takie same kwiatki z wstążeczkami, jak miał Pan Młody.

Na uroczystość ślubną Ewa z Janem pojechali wozem ciągniętym przez siwe konie, które miały przyczepione do uzdy i podogonia wstążeczki i kwiatki z bibuły, w kolorze białym i czerwonym. Młodzi jechali przodem, a za ich wozem odbywały się wyścigi konne. Furmani wraz z gośćmi weselnymi przeganiali się. Wygrywał ten, który najszybciej dojechał do kościoła. Zdarzyły się przypadki, że podczas wyścigów wozy wywracały się wraz z gośćmi weselnymi, ale na szczęście nic takiego nie stało się na ślubie Ewy.

Przed wejściem do kościoła Panna Młoda opuściła welon, który z tyłu niosły dwie dziewczynki. Drużki całą mszę stały za Młodymi. Będące na ślubie, starsze panie kilkakrotnie powtarzały Ewie szeptem, aby nie pozwoliła uklęknąć Młodemu na skrawek swojej sukni, bo mąż całe życie będzie nią rządził i ona będzie jego służącą. Na moim ślubie również usłyszałam to od teściowej. W czasie nabożeństwa Panna Młoda nie powinna obracać się także za siebie.

Po ślubie, Państwa Młodych w drzwiach domu przywitali rodzice - chlebem i solą. No i zaczęło sie przyjęcie weselne. Na wesele specjalnie zabito świnie, gotowano rosół, pieczono mięsa i ciasta. Do picia podano wódkę, wino i piwo z beczek. Przed wojną na wesela przygotowywano pieczenie, polędwice, salcesony, galaretki mięsne, bigosy i przeróżne ciasta.

Na weselu Ewy i Jana tańczono przy orkiestrze w stodole, jedynie oczepiny odbyły się w domowej izbie. Przeważały polki i walce. Mężczyźni łapali się za ręce, tańczyli w kółko i śpiewali, to były tzw. okółki. Musieli potem zapłacić orkiestrze. Następnie kobiety tańczyły okółki i tak na zmianę. Mężczyźni śpiewali:

Kukała kukułka na czereśni,
Kto nie ma dziewczyny, niech nie tęskni,
Przyjdzie chwila do cywila
Ożenię się

O północy przyszedł czas na oczepiny. Weselnicy przenieśli się do domu, Ewie zdjęto welon, a w jego miejsce założono czepiec, zaś zdjętym welonem przyozdobiono pierwszą drużkę. W ten sposób Ewa pożegnała się ze stanem panieńskim i weszła w grono kobiet zamężnych. Potem położono talerz, a goście rzucali pieniądze, w zamian za taniec z Panną Młodą. Dopiero jako ostatni mógł zatańczyć jej mąż. Pieniądze były przeznaczone dla nich. Oczepinom towarzyszyły przyśpiewki. Oto kilka z tych, które po latach śpiewała mi teściowa:

Nie będziesz Ewuniu po muzykach latać,
siadniesz na stołeczku, będziesz portki łatać
Myślałaś Ewuniu, żeś dostała pana,
a tyś dostała Jana cygana
Myślałaś Ewuniu, że Twój Jasiu łagodny,
siedzi kot na piecu do niego podobny

Przyjęcie weselne trwało aż do ostatniego gościa. Poprawiny odbyły się w następną niedzielę, tym razem u Pana Młodego. Wesele było udane. Nawet po wielu latach Młodzi i ich goście wspominali je, dlatego tak dobrze zostało spisane.

 

Drukuj