Kolekcja rodzinna Teodozji Dudek
ok. 1900-1980
WPROWADZENIE DO KATALOGU
Zbiór przedstawia obraz życia i losy mieszkańców sąsiadujących ze sobą wsi: Manasterz, Nielepkowice oraz Wiązownica (powiat jarosławski, woj. podkarpackie) – w większości członków rodziny oraz przyjaciół Teodozji Dudek. Położone wzdłuż Sanu, przed wojną wielonarodowe miejscowości, po 1945 r. okaleczone w wyniku bratobójczych walk band polskich i ukraińskich, a następnie pozbawione pierwiastka ukraińskiego na skutek przeprowadzonej w 1947 r. akcji Wisła i wywiezieniu tutejszych Ukraińców „na Olsztyn”.
Zbiór fotografii ukazuje zarówno przedwojenny, jak i powojenny stan rzeczy - życie tamtejszych mieszkańców – prostych, wychowanych w biedzie ludzi, dla których los przewidział różne scenariusze.
Wyjazd „za chlebem” za granicę - ojciec Teodozji, Iwan Doda wraz z grupą mieszkańców z wsi Piwoda (14 osób), Manasterz (6), Nielepkowice (3) i Wiązownica (8), wyjechał do Argentyny w październiku 1928 roku, gdy ta miała niespełna rok. Do kraju nigdy nie powrócił, a kontakt ojca z córką ograniczył się do wysyłanych z Buenos Aires pocztówek (fotografii), które również zostały ujęte w zbiorze.
Wywózka pierwszym szałunem, w styczniu 1941 roku do Besarabii, z oddalonej o 12 km wsi Surochów, którą to drogę mieszkańcy Nielepkowic i Manasterza musieli przejść pieszo, prowadząc w 30 stopniowym mrozie dzieci oraz zwierzęta gospodarskie. Pociąg z wypełnionymi po brzegi i tłoczącymi się w bydlęcych wagonach ludźmi, jak i zwierzętami, skierowano na Sybir. Po dwutygodniowej podróży okazało się, że miejsce zesłania jest przepełnione, dlatego szałun zawrócono do Besarabii. Kobiety – Teodozja z matką, po trzytygodniowej podróży wraz z innymi mieszkańcami Nielepkowic wysiadły na stacji Berezino i po 18 km marszu, trafiły do wsi Nowa Klaśnica. Tutaj rozpoczęła się walka o przetrwanie oraz walka o zachowanie swojej tożsamości narodowej, którą Moskale w pierwszej kolejności chcieli wyplewić, zwłaszcza wśród najmłodszych mieszkańców, kierując ich do radzieckiej szkoły, a w zasadzie poniemieckiego budynku z jedną ławką, rozpadającymi się krzesłami i najważniejszym – wiszącym na ścianie, portretem Stalina. Pierwsze wypowiedziane przez „nauczyciela” zdanie brzmiało „eto nasz Baćko” – „to nasz ojciec”, jemu mówcie co chcecie, a on wam to da. W tym duchu rozpoczęła się nauka języka rosyjskiego, w której mała Teodozja wzięła udział jedynie pierwszego dnia, odmawiając dalszego uczęszczania na lekcje, zrażona zachowaniem nauczyciela, a także brudem, jaki panował w sali lekcyjnej, a z jakim nie spotkała się wcześniej w szkole.
Ostatnia kategoria zdjęć zawiera fotografie obrazujące życie w Polsce w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości, aż do lat 70. ubiegłego stulecia.
Teodozja Dudek - ur. 1927 r. w Nielepkowicach w polsko-ukraińskiej rodzinie, wykształcenie podstawowe. Przed wojną w położonej nad Sanem, wsi Nielepkowice mieszkały jedynie 2 czysto polskie rodziny. W wioskach ościennych sytuacja wyglądała podobnie – naród polski mieszał się z ukraińskim, śluby odbywały się w cerkwi bądź kościele – w zależności jaki obrządek wyznawała panna młoda. Mowa również nie była czysto polską. Przeplatając i mieszając słowa polskie i ukraińskie, mieszkańcy sami mówili, że mówią po chachłacku. W korespondencji Iwana Dody (ojca Teodozji) do żony (Józefy z d. Cetnarowicz) i córki, datowanej od roku 1928 z Buenos Aires, widać pewną prawidłowość – listy pisane są w języku „polskim”, jednak sam zapis wykonany jest przy użyciu cyrylicy.
Wychowywana jedynie przez matkę, w dzieciństwie przeżyła gehennę swojej miejscowości – początkowo walki niemiecko-radzieckie o ustalenie granicy pomiędzy tymi państwami. 3 dni największego rozlewu krwi spędziła samotnie (bez matki, która w towarzystwie brata pilnowała domu), wraz z 11. rodzinami na Białej Górze, w szopie należącej do tamtejszego gospodarza (Biała Góra - przysiółek pomiędzy Nielepkowicami a Manasterzem, który w nazewnictwie przetrwał do dziś, jednak po tamtejszych domach i ich mieszkańcach pozostały tylko wspomnienia i stare fotografie). Po ustaleniu granicy niemiecko-radzieckiej na Sanie (Nielepkowice znalazły się po stronie rosyjskiej), rodziny oddzielone rzeką - pod groźbą „kuli w łeb”, nie miały prawa kontaktu, wysiedlono wszystkie rodziny mieszkające w pobliżu pasa granicznego (do głębokości 900 m), a najdrobniejsze nawet przewinienie – przekroczenie przez bydło wyznaczonej linii, próba rozmowy z kimś z zza rzeki, karane były jeśli nie rozstrzelaniem to „braniem na zastawę” – posterunek w Manasterzu, siedziba pograniczników, którego niejeden przesłuchiwany nie opuścił o własnych siłach. „Moskalowi nie trzeba było dużo, strzelał kiedy chciał, a ciało od razu wrzucał do Sanu” – taki obraz pograniczników utrwalił się w pamięci 12 letniego dziecka.
Wywieziona na zsyłkę do Besarabii w wieku 14 lat - 11 stycznia 1941 roku, powróciła z matką do kraju drugim szałunem w sierpniu 1946. Powrót został opóźniony ze względu na szalejący tyfus, którym zaraziła się również matka Teodozji (pierwszy szałun mający zabrać zesłańców do kraju szedł w maju 1946 r.). Pozbawione środków do życia kobiety, spędziły miesiąc na stacji w Medyce w oczekiwaniu na nadany bagaż zawierający cały dorobek minionych 5 lat (powracający do kraju zesłańcy mieli prawo wziąć ze sobą walizkę na każdą osobę w rodzinie oraz nadać 120 kg bagaż). Żywiąc się jedynie użebranym chlebem i kozim mlekiem, którym karmiła je miejscowa kobieta, Teodozja z matką po miesiącu odebrały wyczekiwania bagaż, który po powtórnym nadaniu został okradziony na polskiej granicy. W Przemyślu okazało się, że jedyne co im pozostało to kufer (bagaż) oraz znajdujący się na jego dnie grzebień. Po pierzynach i kocach nie pozostał najmniejszy ślad.
Powrót do rodzinnej miejscowości nie oznaczał końca dramatu. Ciężka, katorżnicza praca „na dorobku”, walki polsko-ukraińskie, morderstwa, palenie wsi. Strach znowu stał się codziennością. Jednak zachowane z tego okresu fotografie pokazują twarze ludzi młodych, uśmiechniętych, szczęśliwych, że znów są na polskiej ziemi i pełnych chęci do życia. Widać także wielu milicjantów – z posterunku w Wiązownicy. Sprowadzeni często z odległych części kraju do walki z grasującymi bandami UPA, ożenili się z miejscowymi dziewczętami i weszli w skład lokalnej społeczności. Obecnie emerytka, matka dwójki dzieci. Mimo zaawansowanego wieku i zaledwie podstawowego wykształcenia, kobieta o ogromnej mądrości życiowej, niesamowitej pamięci, zaradności, darze opowiadania oraz wrażliwości. Jej pogodnego usposobienia nie zniszczył los, który nie obszedł się z nią łaskawie.
Jedna z ostatnich żyjących osób, która w swojej pamięci zachowała przedwojenną biedę, tragiczne lata wojny, zesłania i powojennej rzeczywistości i otwarcie opowiada o tamtych czasach, używając barwnego, charakterystycznego dla tutejszych wsi, języka. Osoba, która posiada zbiór fotografii obrazujących życie zwykłych ludzi, mieszkańców podkarpackiej wsi, w tych przemilczanych oraz przełomowych w dziejach Polski i Polaków chwilach. W 1950 roku wyszła za mąż za mieszkańca Manasterza, Józefa Dudek, urodziła dwójkę dzieci. Gospodyni, całe życie pracowała na roli. Do tego doszła praca społeczna - funkcja przewodniczącej Koła Gospodyń Wiejskich w latach 1957-1960 i radna gminy Wiązownica w tym samym okresie (zasilenie szeregów rady gminy było obowiązkowe dla każdej przewodniczącej KGW). Fotografie znajdujące się w zbiorach Teodozji Dudek są świadectwem minionej rzeczywistości. Utrwalonych na nich ludzi – członków rodziny i przyjaciół kobiety poznajemy w latach 30., a następnie – zdjęcie po zdjęciu, udajemy się wraz z nimi w dalszą wędrówkę – do odległej Argentyny, do Besarabii, a w końcu z powrotem do Nielepkowic, Manasterza czy Wiązownycy, żeby w wolnej Polsce przyglądać się ich smutkom i radościom – pracy na roli, ślubom, weselom, chrzcinom, pogrzebom. Bierzemy udział w uroczystościach zorganizowanych przez lokalne Koło Gospodyń Wiejskich, a także parafię – procesje, „wizyta obrazu”, szopka bożonarodzeniowa. Budowa domu, zabawy, odwiedziny rodziny, a przede wszystkim ciężka praca na roli, wyznaczały rytm życia ówczesnych ludzi. Na zdjęciach utrwalona jest także tak ważna dla tych ludzi rzeka – San, niezmiennie płynąca swoim rytmem mimo zmieniających się realiów oraz obrazy nieistniejących dziś osad, m.in. wsi Kubachy. Jej kolekcja to także kilkadziesiąt fotografii portretowych mieszkańców wspomnianych wiosek, w różnych latach i miejscach ich życia, wykonanych zarówno w profesjonalnych zakładach fotograficznych, jak i przez lokalnego fotografa. Zbiór zawiera także fotografie datowane przed 1927 r., które Teodozja dostała w spadku po matce – są to zdjęcia z wesel oraz podróży rodzeństwa Józefy Dody do Ameryki - w poszukiwaniu lepszego życia oraz zdjęcia należące do jej męża – Józefa Dudek, mieszkańca sąsiedniej wsi Manasterz.
Główną część zbioru – ok. 70% stanowią fotografie powstałe w latach 30.-50., średnio po 20% fotografii przypada na lata 60. i 70. XX wieku. 100% zbiorów stanowią fotografie czarno białe (opcjonalnie sepia). Ogólny stan zachowania zbiorów można ocenić na dobry. Ok. 10% zbiorów zostało uszkodzonych w sposób mechaniczny – rozdarcie, zgięcie, sklejenie, zalanie, etc. Część fotografii wykonanych w okresie późniejszym (lata 60.-70. XX w.) ze względu na słabą jakość stosowanych wówczas materiałów fotograficznych, jest częściowo wyblakła, jednak wspomniana wada, w większości, nie wpływa na możliwość poprawnego odczytu zdjęcia.