Kolekcja rodziny Wartanowiczów
lata 90. XIX w. – lata 90. XX w.
WPROWADZENIE DO KATALOGU
Nazwiska Nazwiska ormiańskie najłatwiej rozpoznać po tym, iż pochodzą od imion. Choć europejczykom wiele z nich jest obcych, nawet jeśli wspomniane imiona są biblijne lub pochodzą od chrześcijańskich świętych. Pomijając wyjątki, takie jak nazwiska Ormian polskich typu Paschalis, Ajwas, a nawet Wojewódka, nazwiska polsko-ormiańskie wywodzą się z ormiańskich. Efektem asymilacji i spolszczenia ich jest typ nazwisk posiadających końcówkę „-icz”, poprzedzoną starym nazwiskiem ormiańskim lub imieniem, z jakiego się wywodzi. Nie każde polskie nazwisko kończące się na „-icz” jest ormiańskie. Końcówka ta informuje nas o wschodnim pochodzeniu rodu, obecnie powiemy kresowym. Tak więc Pawłowicz nie jest nazwiskiem pochodzenia ormiańskiego, podobnie jak Dudkiewicz, czy Mickiewicz. Natomiast Krzysztofowicz, Bogdanowicz najprawdopodobniej będzie potomkiem Ormianina.
Łatwo odgadnąć pochodzenie nazwiska Wartanowicz. Wartan-owicz w Armenii Wartanian, potomek Wartana/Wardana. Pozostaje pytanie, którego Wartana. Odpowiedź - Mamikoniana. Wartan Mamikonian członek wpływowego rodu ormiańskiego, wódz i duchowy przywódca Ormian (Sparapet) w powstaniu przeciw Persji w piątym wieku naszej ery. Męczennik chrześcijański oraz święty Apostolskiego Kościoła ormiańskiego. Tak więc ród Wartanowiczów, podobnie jak wiele wybitnych rodów m.in. Bohosiewicze wywodzi się z czołowego rodu Armieni to jest Mamikonian.
Dzieje rodziny Wartanian późniejszych Wartanowiczów pokrywają się z historią innych rodów polskich Ormian. W ich ojczystym kraju, okupowanym to przez Persję, to przez Imperium Osmańskie, byli prześladowani głównie na tle religijnym, co zmuszało ich do emigracji. Przebywszy długą drogę, czasem trwającą kilka pokoleń, większość z nich trafiała na tereny dawnej Rzeczypospolitej. Początkowo parali się handlem rogacizną, drobnym rzemiosłem. Bardzo często uczestniczyli i organizowali wymianę handlową z państwem Otomanów, znali języki i zwyczaje, to też handel ten był bardzo intratny. Stawali się mistrzami w swoim fachu, tak handlowym jak rzemieślniczym. Znajomość kultury arabskiej zapewniała Ormianom uczestniczenie w poselstwach dyplomatycznych, a ich powodzenia zapewniały Ormianom stanowiska rządowe. Jeśli chodzi o rzemiosło, szyli wyśmienite pasy kontuszowe (Jakub Paschalis), wyrabiali safian (cienka i miękka, wyprawiona i barwiona skóra koźla lub barania), parali się złotnictwem (Lwowski Cech złotników Ormiańskich). Okres asymilacji z narodem polskim przebiegał spokojnie i raczej nieśpiesznie. Rody ormiańskie dorabiały się, stawały się bogate i znaczące wśród mieszczan, lecz z braku nobilitacji oraz prawnego uznania ich szlachectwa, nie byli traktowani na równi z polską szlachtą. Nie zajmowali urzędów, nie posiadali dóbr ziemskich choć sami Ormianie uważali się wtedy za Polaków, twierdząc, że mają dwie ojczyzny, Armenię i Rzeczpospolitą.
Wszystko zmieniło się za panowania króla Jana III Sobieskiego, który był bardzo przychylny Ormianom i często korzystał z ich pomocy. Wiele z rodów ormiańskich wyniósł w stan szlachecki, nadając wspólny herb, przedstawiający rycerza ormiańskiego galopującego na białym koniu. Nazwa herbu pochodzi od rodziny ormiańskiej Abgarowiczów. I tak od początków drugiej połowy wieku siedemnastego, mówiąc o rodzinie Wartanianów, powinniśmy powiedzieć rodzina Wartanowiczów herbu Abgarowicz.
Gdy Polska stała się nową ojczyzną Ormian „na dobre”, musiała stać się również ojczyzną „i na złe” czasy. Okres rozbiorów Wartanowicze przeżyli spokojnie. Rozsiani po Galicji, część we Lwowie, część na Besarabii, obecnie Rumunia i Mołdawia. Ogólnie, zauważalną, główną cechą tej rodziny, cechą, która spaja wszystkie jej gałęzie, opisuje pradziadków, dziadków, wnuki i prawnuki, można opisać dwoma słowami: „przeżyli spokojnie”. Na swój wyrafinowany, spokojny sposób członkowie rodu unikają wydarzeń wstrząsających światem, żyjąc po swojemu. Genetyczne upodobanie i dążenie do świętego spokoju widać w życiorysach najznamienitszych, oczywiście w pryzmacie rodzinnych upodobań, przedstawicieli rodu Wartanowiczów.
Jan Wartanowicz, syn Krzysztofa i Józefy z Szymonowiczów, urodzony w 1880 roku w miejscowości Ceniow (dawna Małopolska, okolice Brzeżan). Tam się wychował, dorósł. Był właścicielem ziemskim. Zarządzał gospodarstwem i wiódł spokojne życie. Nawet małżeństwo nie przerwało owej sielanki. Jan bierze za żonę panienkę Marię Jorkasch-Kochówną, córkę Marii (z domu Srokowska) i Ludwika, będącego synem Petroneli z Ohanowiczów, czyli przedstawicielki następnego rodu Ormian polskich. To było zupełnie normalne wręcz mile widziane, aby zawierać małżeństwa między ormiańskimi rodami. Osiedla się w miejscowości Szalwiry (obecnie Salvirii północna Mołdawia) w dzierżawionym od Kajetana Ohanowicza majątku. Początek dwudziestego wieku był raczej burzliwy, zwłaszcza na Besarabii. Jan Wartanowicz, unikając tego kotła, wyjeżdża przez Kołomyję do Lwowa, gdzie z właściciela ziemskiego, staje się kamienicznikiem, a co bardziej interesujące ojcem. Potomkowie Jana Wartanowicza, herbu Abgarowicz, to w kolejności Stanisław, Stefania, Maria i Jadwiga.
Gwar galicyjskiej stolicy kultury i nauki, wiecznie rozbawionego Lwowa wydaję się Janowi dość męczący. Doskwiera mu brak ciężkiej pracy przy doglądaniu siewów, czy zbioru plonów, odczuwa przytłoczenie murów wielkiego miasta, brakuje mu przestrzeni do życia i wychowania dzieci czy psów. Toteż podejmuję odważną decyzję, sprzedaje kamienicę i wyjeżdża do wcześniej zakupionego majątku we wsi Borki (obecnie Birki) koło Krzemieńca, na Wołyniu, gdzie wraz z rodziną wiją spokojne gniazdko. Jan spełnia się jako właściciel ziemski, dzieci dokazują, psy szczekają, a żona nie ma wyboru. Dwór Wartanowiczów, z przyległą przeszkloną altaną, polami po horyzont i malowniczą wsią staje się ostoją nie tylko dla Jana, ale i całego rodu. Wszyscy chętnie wizytują Państwa Wartanowiczów i wszyscy są tam mile widziani. Zwieńczeniem poszukiwań spokoju ducha, jest śmierć Jana w przeddzień wybuchu Drugiej Wojny Światowej.
Geny i nauki ojca nie poszły na marne. Jego dzieci również jakimś cudem ominęły okropieństwa wojny. Nikt nie siedział w obozie pracy, nikogo nie wywieziono na Sybir, nawet nikogo nie rozstrzelano, w obecnych czasach potomków Jana nie każdy nazwie Polakiem. Ale po kolei.
Najstarszy i jedyny syn Jana, Stanisław Wartanowicz, czując powagę sytuacji, chęć walki za ojczyznę zaciąga się do Wojska Polskiego. Rozpoczął szkolenie w Oficerskiej Szkole Piechoty w Warszawie. We wrześniu 1939 r. zostaje wysłany na front, dostaje się do niewoli i zostaje osadzony w oflagu (Offizierslager für kriegsgefangene Offiziere – niemiecki obóz jeniecki dla oficerów) gdzie pozostaje do końca wojny. Wyzwolenie obozu przez aliantów zachodnich daje możliwość emigracji do Wielkiej Brytanii, z której Stanisław korzysta. Zakłada tam rodzinę, pracuje unikając stalinizmu i socjalizmu w Polsce.
W Borkach zostają trzy Wartanowiczówny z matką Marią. Kraj ogarnięty wojną, syn w wojsku, mąż w ziemi, ukraińcy w szale nacjonalizmu. Nie łatwa była sytuacja Marii Wartanowicz z domu Jorkasch-Koch. Ale przez lata małżeństwa nauczyła się spokojnego podejścia do stresowych sytuacji, nauczyła się samodzielności w życiu. Po śmierci męża przejmuje zarządzanie majątkiem, a po konfiskacie podpisuje umowę dzierżawy własnego majątku z władzami radzieckimi. Gdy sytuacja na Wołyniu robi się skrajnie niebezpieczna, pozostawia majątek do rozgrabienia dla ukraińskiej armii powstańczej, wsiada na wóz wraz z córkami, ciągnięty przez Rupelkę (krowa) i jadą przed siebie. Dociera do Jarosławia, gdzie krewny prowadzi sklep z wyszynkiem i chętnie pomoże rodzinie. Dlaczego Jarosław? Czemu, gdzie nie Kraków czy Lwów rodzina też na pewno pomogłaby uciekinierkom z płonącego już Wołynia? Otóż z wartanowiczowego dążenia do świętego spokoju. Do teraz miasto Jarosław jest jednym z bardziej sennych i spokojnych miast na mapie Polski.
Wartanowiczówny Stefania, Maria i Jadwiga, uzyskały wykształcenie, założyły rodziny i mniej lub bardziej udanie czekały na swój spokój ducha.
Życie Marii Jorkasch-Koch nie zawsze było wypełnione spokojem. Może właśnie dlatego poślubiła człowieka, który ten spokój zapewniał, dawał gwarancję stabilizacji. Maria urodziła się jako trzecie dziecko Ludwika i Marii ze Srokowskich. Jej ojciec Ludwik pochodził z rodziny pół ormiańskiej. Matką Ludwika była Petronela z domu Ohanowicz.
Małżeństwo Ludwika i Marii wiedzie normalne życie na terenie obecnej Ukrainy. Mają czwórkę dzieci Władysława, Karola, Marię oraz Helenę. Karol studiuje we Lwowie, Władysław zajmuję się sportem, dziewczęta zostają w rodzinnym domu. Wszyscy z niecierpliwością czekają na piąte dziecko. Niestety to umiera zaraz po narodzinach. Maria nie wytrzymuje emocjonalnie i z żalu popełnia samobójstwo, osierocając czwórkę dzieci. Zrozpaczonemu ojcu, starają się pomóc teściowie, obejmując opieką wnuczki. Ludwik znajduje ukojenie w osobie drugiej kobiety, z którą żeni się. Tragiczna sytuacja rodziny Jorkasch-Koch wydaję się być opanowana. Do czasu, aż wstrząsa nią następny kataklizm.
Karol, drugi syn, przyszłość rodziny, student Politechniki Lwowskiej zakochuję się, niefortunnie bo bez wzajemności. Co gorsza obiektem jego uczuć jest jego własna macocha. Niestety Karol wdał się nie tylko w ojca, co udowadnia kochając tę samą kobietę, ale też w matkę. Nie widząc wyjścia ze swojej beznadziejnej sytuacji emocjonalnej, popełnia samobójstwo. Na długo rujnując szczęście swojej rodziny. Władysław wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, a Maria i Helena szukają szczęścia we własnych małżeństwach.
W każdym rodzie i w każdej rodzinie zdarzają się tragedie, są chwile smutku i niepowodzeń, życie wydaje się ciężkie i beznadziejne, ale siłą rodziny jest czynienie takich chwil mglistymi wspomnieniami. Tworzenie sytuacji odwrotnych, wydawanie na świat wielkich potomków, otaczanie ich szacunkiem i ciepłem. Uszczęśliwianie najbliższych i wiara w dalszych krewnych. Tak samo było i jest w rodzie Wartanowiczów, który dał światu ludzi wielkich i znamienitych, a tych otoczył ludźmi którzy ich kochali, wychowali tworząc i dbając o „ciepło domowego ogniska”.
Ród Ohanowiczów z którego wywodzi się wspomniana rodzina Jorkasch-Koch pokazał światu cóż znaczy prawdziwa miłość. Miłość do drugiej osoby i miłość bardziej platoniczna – do ojczyzny.
Kajetan Ohanowicz zamożny właściciel ziemski, ojciec Petroneli (babki Marii Jorkasch-Koch później Wartanowicz) chcąc uszczęśliwić wybrankę swojego serca ufundował zespół dworsko-parkowy zwany Willą Mindic ( obecnie na terenie Mołdawii). Małżonka Kajetana mieszkając wraz z mężem na terenie obecnej Mołdawi tęskniła do krajobrazów Polski. Brakowało jej starych parków, stawów czy ogrodów. Kajetan nie mogąc przeprowadzić się na tereny Polski, chcą ulżyć żonie, postanowił przeprowadzić odrobinę Polski na Bessarabię. Znany architekt Alexander Bernardazz wynajęty przez Ohanowicza wymyślił projekt wcześniej nie spotykany. Zespół parkowy o powierzchni siedemnastu hektarów miał być stworzony z około czterdziestoletnich drzew sprowadzonych nie tylko z Polski, zaplanował staw z pięknym widokiem na rozległe pola, sieć ścieżek w ogrodzie, zmodernizował dwór z osobnym budynkiem balowym, a także kaplicę rodową w stylu klasycystycznym. Ogromne przedsięwzięcie, wymagające wielkich inwestycji i zaangażowania setek osób zrealizowane z czystej miłości do kobiety.
Jedna z córek Dawida Ohanowicza (brata Kajetana), Gertruda Rypsyma Ohanowicz wyszła za mąż za Grzegorza Teodorowicza. Jednym z dzieci tego małżeństwa jest Józef Teofil Teodorowicz, arcybiskup lwowski obrządku ormiańskiego, teolog, polityk, poseł na Sejm Ustawodawczy, a następnie senator I kadencji w II RP.
Arcybiskup Teodorowicz nie jest jedynym znanym przedstawicielem rodu Wartanowiczów. Córka Stefanii z Wartanowiczów i Seweryna Jeżowskiego, Bogusława Jeżowska później Jeżowska-Trzebiatowska od najmłodszych lat interesowała się nauką. We Lwowie ukończyła gimnazjum i zainspirowana postacią Marii Skłodowskiej-Curie, wbrew woli rodziców zaczęła studia na wydziale Chemii w Politechnice Lwowskiej. Podczas nauki we Lwowie, często bywała wraz z rodziną u wujostwa w majątku Borki koło Krzemieńca. Jej matka, Stefania, była siostrą Jana Wartanowicza. Rodzina Jeżowskich, w pełnym składzie, gdyż do Borek prócz Stefani i Seweryna zjeżdżał także brat Seweryna, Włodzimierz wraz z całą rodziną, to jest żoną Marią, zwaną Janką i dziećmi Danutą i Zygmuntem. Wspomnienia tych wizyt tak głęboko zapadły w pamięć, iż po wojnie, podczas przypadkowego spotkania w Jarosławiu, córki Jana, Marii Krzysztofy i Zygmunta Jeżowskiego, odżyły i doprowadziły do małżeństwa. Z podwójnym połączeniem jeżowskiego pędu do wiedzy z wartanowiczowskim pragnieniem spokoju, borykamy się do dzisiaj. Najwyraźniej niewiele z matki miała Bogusława, gdyż ukończyła studia doktoranckie, a tematem jej badań były właściwości renu. Po wojnie, w powstającej wspólnej uczelni - Politechnice i Uniwersytecie Wrocławskim stworzyła Zakład Chemii Nieorganicznej i Analitycznej Wydziału Farmacji, później powierzono jej kierownictwo Katedry Chemii Ogólnej. Była dziekanem Wydziału Mat-Fiz-Chem UWr. Była założycielką i pierwszym dyrektorem Instytutu Chemii UWr oraz przewodniczącą oddziału wrocławskiego Polskiej Akademii Nauk. Nazywana drugą Skłodowską, matką wrocławskiej szkoły chemii i fizykochemii związków koordynacyjnych, specjalizującą się w badaniach z pogranicza fizyki, chemii i biologii. Otrzymała tytuł doktora honoris-causa Politechniki Wrocławskiej (1978), Uniwersytetu Moskiewskiego im. Łomonosowa (1979), Uniwersytetu Wrocławskiego (1980) oraz Medal imienia Marii Skłodowskiej-Curie przyznawany przez Polskie Towarzystwo Badań Radiacyjnych (1983). Za ukrywanie w czasie wojny i uratowanie życia Emilowi Tasznerowi, żydowskiemu pracownikowi fabryki, w której pracowała we Lwowie odznaczona przez Jad Waszem medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" latem 1991. Za swój udział w pracy konspiracyjnej została odznaczona przez Polskie Państwo Podziemne Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Ród Wartanowiczów nie dał światu wielu bohaterów, nazwisko Wartanowicz nie kojarzy się z najwyższym oddaniem ojczyźnie czy „wyższej sprawie”. Mało kto o nim słyszał, prześlizgnęli się Wartanowiczowie obok wydarzeń wielkiej historii raczej bez szwanku, ale dzięki temu my ich potomkowie, dzieci, wnuki i prawnuki znamy „sprawę najwyższą”. Obdarzeni przez naszych ojców, dziadków i babcie czysto wartanowiczowską miłością, ciepłem, szacunkiem i zrozumieniem, mamy nadzieję obdarzyć tym samym następne pokolenia Wartanowiczów, dając im to co naprawdę potrzebne do szczęścia. Stawiając tym samym żywy pomnik i składając hołd wartościom rodzinnym, których przykładem jest przedstawiony tutaj w ironicznym świetle Jan Wartanowicz. Chcąc nie chcąc jesteśmy tacy jak on, realizujemy jego spuściznę i jesteśmy z tego bardzo dumni.