Maria Cienka • wspomnienia
To jak to było z Żydami w Mołodyczu?
No, a jak było? Nabijali się z tych Żydów. Łobuzy, dzieci nasze. Kijami rzucali za nimi. To była czysta głupota. No bo co jednemu czy drugiemu taki Żyd winien? Niczemu nie był winien. Ale widzisz, taka to była dziecięca zaczepka.
A który to rok mógłby być?
Oj, dziecko. Jeszcze ja do szkoły chodziłam. 1935 rok.
Z tego co wiem mieszkała tutaj tylko jedna rodzina żydowska. Czym zajmowali się jej członkowie?
Jeden z nich piekł bułki w Wiązownicy. Drugi kupował cielęta. Na własne oczy widziałam, jak za trzy dni rodzice sprzedali cielaka. Bo kto wtedy kupował we wsi? Tylko Żyd. Przyszedł, zapłacił, cielę wziął na kark i poszedł. I oni właśnie z tego żyli, a było ich pięcioro. Nie mieli nic - ani ogródka ani zagonka. Ja raz przyszłam do ich matki, starej Żydówki o imieniu Chajka. Akurat mace piekła, to pomyślałam, że chociaż raz będę widzieć, jak się to robi. A to zachodziły wtedy święta żydowskie. No i Chajka piekła – takie suche placki na jakichś blaszkach układała, trochę grubsze niż opłatki wychodziły.
Jak Żydzi się modlili?
Kiedyś przyszłam do nich z rana, już nie pamiętam po co i wtedy widziałam te ich modły. Dziecko, takie trochę większe, sięgające za stół, wstało ze spania, przyszło do kuchni i Żydówka naganiała je do pacierza. Otworzyła szufladę, wyjęła książkę, położyła na stole, poczytała, poczytała szybko i zamknęła.
A jak wyglądali? Jakie mieli stroje?
Wyglądali tak, jak i my. Nie mieli pejsów. Jak mieli jakieś święto, albo jakąś modlitwę, to się ubierali jakoś inaczej. W sobotę mieli szabat, ale nikt nie widział, co oni wtedy robili. Nie wychodzili. Żyli w swoich rodzinach, tak jak Cyganie.
Skoro mowa o Cyganach. Przebywały w Mołodyczu rodziny romskie?
Oj, byli. I to ilu. Przyjeżdżali tu wozami, całymi rodzinami. Nocowali u swojej krewnej i jechali na następną wioskę. Mój tato chrzestnym był u Cygana, bo oni są katolikami i mama krzyżmo im dała. Krzyżmo - to było płótno lniane. A jak nie, to coś dla dziecka, jakiś ubiór. Wtenczas jedna rodzina cygańska tylko tu była na stałe, stąd mój tato był chrzestnym. Cyganów nie bili, nie wyzywali, tylko się każdy wystrzegał, żeby czegoś nie ukradli.
A Żydów bito, prześladowano?
Nie. Też nie. Nikt tu krzywdy nikomu nie robił. Tylko dzieci zaczepiały, a dzieci wiadomo, jak to dzieci. Między dorosłymi zgoda była.
Powiedziała Pani, że Cyganie byli katolikami. Czy to znaczy, że chodzili do miejscowego kościoła?
Nie. Nie chodzili, bo nie mieli w czym. Tylko jechały takie budy. Ja się bałam trochę tych Cyganów, bo byłam jeszcze mała. Kiedyś, jak jeszcze mój Michał żył, miałam jechać do miasta, a on do gajowego na wydatek, żeby ten mu sprzedał kwit na drzewo, zostawiłam w kredensie na wierzchu pieniądze, żeby miał czym zapłacić. Ponoć te Cygany tak długo chodziły po naszym podwórzu. I tu i tu. Nawet kurom rzucali chleb i łapali. No i na końcu okazało się, że ani Cyganów ani pieniędzy nie ma.
Przed wojną większość mieszkańców Mołodycza to byli grekokatolicy i rzymokatolicy. Jak wiadomo święta jednych i drugich wypadają w innym czasie. Jak w takim razie wyglądały święta? Czy chodząc z kolędą omijano poszczególne domy?
Wszędzie się chodziło. Dom w dom. Kto pozwolił kolędować to kolędowali i za kolędę im płacono. Rusini zapraszali na swoje święta Polaków, a my ich na swoje. Tym sposobem dwa tygodnie się świętowało, a nie zaledwie kilka dni, tak jak dzisiaj. Choinki, które stały w rogu izby, zdobiło się różnymi bombkami. Kupowało się je najczęściej pod halą w Jarosławiu. Tam też chodziło się sprzedawać masło, ser, jajka. Nawet kaszę gryczaną się niosło na plecach, żeby sprzedać ją na buty. Żydzi też tam byli. Na piechotę to się wychodziło o 3 rano, żeby być na 6. Takie były czasy.
A co można było kupić u Żydów?
Sprzedawali to co wszyscy. Mieli dar do handlu. Sprzedawali tak, żeby zarobić.
Żydzi chodzili do szkoły?
Chodzili. Była tu taka Juliaszka, dziewczyna starsza ode mnie. Wracała zawsze sama ze szkoły, bo nie chodziła na religię katolicką, a to była ostatnia lekcja. Ona jedna z całej rodziny chodziła do szkoły, bo była najmłodsza.
I co się stało z Żydami w Mołodyczu?
Nie wiem, mnie tu wtedy nie było - byłam na uciekinierce w Wiązownicy. Pamiętam, jak pewnego razu przyszła partyzantka polska. Chcieli mleka, to babka, u której my kwaterowałyśmy im go dawała. I opowiadali, jaką złapali ładną dziewczynę, a to chyba była Żydówka. I powiedzieli, że jej podarują i kazali uciekać. I jak wyleciała z domu to od razu ja zastrzelili. Bo mieli rozkaz. Ludzi trzymano w przekonaniu, że to Żyd jest winien za biedę w Polsce. Mówiono, że Polacy mają ulice, a oni kamienice. Jedni w to uwierzyli, inni nie.