Sieniawa mojego dzieciństwa
Sieniawę pamiętam od roku 1918, gdy babka zaprowadziła mnie do prowadzonej przez tutejsze zakonnice Ochronki, spełniającej funkcję przedszkola. Ojciec, porucznik armii austriackiej był w tym czasie na wojnie. Mieszkałem z matką u dziadków, w tzw. „Czerwonej Kamienicy”, będącej siedzibą zarządu Ordynacji Czartoryskich.
Jak pamięć moja sięga, Sieniawa zawsze była przysłowiową „dziurą zabitą deskami”, do której dojazd z powiatu możliwy był tylko furmanką po wyboistej drodze. Splendoru miasteczku dodawała jedynie stara siedziba książąt Czartoryskich z pięknym parkiem i pałacem. Jej właściciel był raczej rzadkim gościem w swej posesji, gdyż pałac mocno zagrzybiony, nie nadawał się do zamieszkania na dłużej, zwłaszcza w okresie zimowym. Prawie dwie trzecie miasteczka zamieszkiwali Żydzi, skupiający w swych rękach cały handel. Mieszkańców cechowała niezrozumiała dziś kastowość. Dotyczyło to zwłaszcza mieszczan, którzy cenili siebie bardziej niż okolicznych chłopów, jak również napływową inteligencję, nazywaną przez nich „zawłokami”. Inteligencja zatrudniona w majątku Ordynacji Książąt Czartoryskich z pogardą patrzyła na mieszczan, nie mówiąc o Żydach, którzy w ogóle byli traktowani jak zło konieczne. Kastowość ta przejawiała się również na tle pochodzenia szlacheckiego, do którego wszyscy pragnęli się zaliczać, choć często posiadali przysłowiowe „dziury w kieszeniach”. Ujmą dla zasiedziałego obywatela miasteczka było wydanie córki za chłopa, nawet znacznie bogatszego.
Żydzi stanowili odrębny klan, całkowicie odseparowany od pozostałych współmieszkańców. Okoliczni chłopi, przeważnie biedujący, siedzieli z reguły w kieszeniach żydowskich, czego odzwierciedleniem były zadłużenia figurujące w księgach wieczystych miejscowego sądu grodzkiego. Udział w zabawach tanecznych, urządzanych czasami w miejscowym „Sokole” czy w festynach, brała z reguły inteligencja i mieszczaństwo, nigdy zaś Żydzi czy okoliczni chłopi, mimo że nikt im tego nie zabraniał. Granica między Sieniawą a przyległą wsią - Dybków biegła w niektórych miejscach tak niedostrzegalnie, że trudno było się zorientować, który dom do miejscowości należy. Na tym tle powstała swoista ambicja mieszkańców miasteczka, aby wypierać się przynależności do Dybkowa. Druga wojna światowa przewróciła wszystko do góry nogami.