Ostatni mieszkaniec Maczug
Nie ma już tej wsi, o której w starych słownikach czytamy, że liczy 23 chaty, położone na piaskowych polanach, nad rzeczką Starycz. Wichry wojny zmiotły wszystko, ale pozostał ostatni mieszkaniec tej osady, Michał Pela, nazywany czasem żartobliwie „sołtysem z Maczug”. Dzieje osady i innych miejsc zagubionych w tych lasach, zna doskonale Pan Michał. Nie tylko zna, ale potrafi godzinami o nich pięknie opowiadać.
Maczugi to wieś pośród lasu nad potokiem Starycz. Od dawien dawna mieszkali tu ludzie niezwykle odważni, silni i pracowici. Często wyprawiali się na wojenne wyprawy, w czasie których z rąk nie wypuszczali groźnych maczug. Spodobało się im nad tym ruczajem, nazwanym później starym, stąd dzisiejszy Starycz, czyli Stary Ruczaj. Karczowali więc lasy, budowali swoje domy, zakładali pasieki. Na samej Ostrowskiej Łące stało około dwieście uli, które były własnością zaledwie dwóch bartników.
W okolicy nie było lepszych od nich przewodników po puszczy ani lepszych myśliwych. W ich lasach rosły drzewa, po które przybywali wojownicy z najdalszych stron. Z drewna wyrabiali straszną broń – maczugi. Byli dumni, że właśnie do ich osady zjeżdżali na łowy różni panowie, hrabiowie i książęta.
Mieszkańcy gnieździli się na małych skrawkach ziemi, ale nie pragnęli, aby osada zbytnio się rozrastała. Ich domem, ich życiem była puszcza.
Właśnie to miejsce spodobało się bardzo jednemu hrabiemu. Często przyjeżdżał do osady, rozmawiał z jej starszyzną i w końcu wspólnie, uradzili wymianę ziemi. Na chłopskich gruntach hrabia rozpoczął sypanie wałów, grobli, urządzanie spustów i zimochowów. Tak na niedawnych pastwiskach powstały wielkie stawy, które istnieją po dziś dzień. Gospodarze byli zadowoleni z dokonanej wymiany. Otrzymali urodzajne grunty ze wschodniej strony oraz możliwość wypasania bydła w hrabiowskich lasach. Dobry to był pan i uczciwy. Wszystkich ustaleń do samej śmierci pilnował, ale jego syn bardzo szybko o obietnicach ojca zapomniał.
Powiadają ludzie, że z Maczug wywodził się rozbójnik podobny do słynnego Janosika. Grasował na Zasaniu. Bogatym zabierał, biednym rozdawał.
W zamierzchłych czasach, na wschód od Maczug zbudowano grodzisko. Ustawiono słupy, usypano wały, a całość otoczono fosą. Teren był trudny do przebycia. Wszędzie błoto, grzęzawiska. Grodzisko, zagubione pośród puszczy, wydawało się zapomniane przez wszystkich. Miejsce to chroniły nie tylko wały, ale i różni puszczańscy bogowie, którzy mieli od wieków tu swoje siedziby.
Na lichej ziemi wiele trzeba było ludzkiego potu wylać, by jakieś plony uzyskać. Osadników tu mieszkających zwano Lichaczami. Powiadali niektórzy, że to właśnie od tej lichej ziemi. Inni twierdzili, że ta nazwa od nazwiska pierwszego dziedzica się wywodzi.
Tu uchodzili ludzie, którzy porzuciwszy służbę u panów lub jakie uczciwe rzemiosło, szukali łatwych łupów u przejeżdżających kupców. Nie byli jednak tak straszni, jak te okrutne hordy ze wschodu, bez opamiętania pustoszące ogniem i mieczem całe krainy, pędzące w jasyr wielkie liczby brańców, różnego stanu i wieku.
Zdawało się, że ukryte w puszczy grodzisko przetrwa wiele lat, ale gdzie tam. I ono obrócone zostało w perzynę. Dziś po grodzisku pozostała tylko nazwa, choć ludzie mieszkali tu zawsze.